W moim życiu wszystko
było dosyć proste. Zawsze ukrywałem, kim jestem i jaki jestem na prawdę i to
pozwalało mi iść naprzód. Sprawy zaczynały się powoli komplikować i odnosiłem
wrażenie, że z każdym dniem jest coraz gorzej. Oczywiście, że starałem
zachowywać się w stu procentach normalnie,
ale to skutkowało nie przesypianymi nocami i godzinami patrzenia w
sufit. Nie raz miałem ochotę wstać, wyjść trzaskając drzwiami i już nigdy nie
wracać. Myślę, że gdybym to zrobił, żałowałbym tego kroku do końca życia.
Nie robiłem więc nic i
tak miało zostać. Za wszelką cenę dusiłem w sobie wszystko, co nie mogło
wypłynąć na światło dzienne i dawałem pozory normalnego życia. Jak do tej pory,
szło mi całkiem nieźle. Można nawet powiedzieć, że dobry ze mnie aktor.
-Louis, spakowałeś się
już? - do pokoju wszedł Harry, spojrzał na mnie z politowaniem. Siedziałem
przed otwartą walizką, do której zdążyłem włożyć dwie pary spodni i szelki. -
Zlituj się, Liam nas zabije. Powinniśmy dawno wychodzić.
Otworzył moją szafę i
zaczął wyrzucać z niej rzeczy. Patrzyłem na to szeroko otwartymi oczami. Harry
od rana nie był w zbyt dobrym humorze. Nie zjadł śniadania, nie wypił kawy,
którą uwielbiał i nie oglądał żadnego kanału muzycznego. Nie śpiewał nawet pod
prysznicem, co robi zawsze i bez wyjątku i to tak głośno, że słychać go nawet w
mojej łazience.
-Weź to... - zielona
koszulka wylądowała na moich klanach - I weź jeszcze to, bo masz w tym niezły
tyłek. - Czerwone rurki zatrzymały się na mojej głowie.
Niezły tyłek? Uznałem
to za komplement. Uśmiechnąłem się pod nosem i szybko wrzucałem ciuchy do
walizki. Harry miał rację, Liam nas zabije, jeśli się nie pospieszymy. Potrzebowałem
jeszcze chwili na zabranie najpotrzebniejszych kosmetyków i już prawie byłem
gotowy.
-Nie cieszysz się z
wyjazdu do Paryża? – krzyknąłem z łazienki nie przerywając wrzucania do
kosmetyczki kolejnych rzeczy z półki pod lustrem.
-Jasne, że się cieszę.
– Harry nagle znalazł się na progu i oparł się ramieniem o framugę wkładając
ręce do kieszeni spodni. Wstrzymałem oddech. - Mogłem się o tym dowiedzieć
jakiś tydzień wcześniej, a nie dzień przed wyjazdem.
Co prawda to prawda.
Też nie byłem przygotowany na taką ewentualność. Jednak mi nie przeszkadzało to
aż tak bardzo, jak Harry’emu. Przyzwyczaiłem się do takich nagłych decyzji, do
życia w ciągłym pośpiechu i do nawału pracy. Starałem się po prostu nie myśleć
o tym w kategoriach przymusu. Kocham to, co robię. I dzięki temu wreszcie czuję
prawdziwy sens wstawania każdego ranka z łóżka.
Zamykając walizkę
jeszcze raz zerknąłem na Harry'ego. Miał na sobie mój brązowy sweter i trzeba
przyznać, że wyglądał w nim całkiem nieźle. Może nawet lepiej niż ja? Cóż,
jestem pewien, że fani to ocenią. Harry uwielbia nosić moje rzeczy.
Uśmiechnąłem się pod nosem przypominając sobie ten fakt. Grzebanie w mojej
szafie było jednym z jego ulubionych zajęć.
Zamknąłem mieszkanie
rzucając mu w progu ostatnie szybkie spojrzenie. Zjechaliśmy windą na parter
nie odzywając się do siebie, co było kolejną dziwną rzeczą tego ranka. Chwile
milczenia między nami bywały rzadkością. W zasadzie, można stwierdzić, że nigdy
się takowe nie zdarzają. Ciągnąc za sobą walizkę zerkałem kątem oka na idącego
obok Harry’ego. Wzrok miał wlepiony w podłogę, czapka za bardzo opadła na jego
czoło i teraz niemalże przysłaniała mu widoczność. Miałem ochotę ją poprawić,
ale powstrzymałem się w ostatniej chwili.
Liam stał już oparty o
samochód i z rękami złożonymi na piersiach. Jego mina z pewnością nie wyrażała
zadowolenia. Liam Payne był wzorem punktualności.
-Gdzie wy byliście? –
zapytał ostrym tonem, kiedy znaleźliśmy się wystarczająco blisko, żeby go
usłyszeć – Samolot mamy za niecałą godzinę, a musimy jeszcze przebić się przez
miasto! Wiecie, jakie są korki o tej porze?!
Popatrzyłem na
Harry’ego mając nadzieję, że znajdzie dla nas jakieś usprawiedliwienie.
Wzruszył tylko ramionami i poszedł zanieść swoją walizkę do bagażnika. Całe
szczęście nie było czasu na dłuższe wyjaśnienia, więc Liam szybko wsiadł do
samochodu. Poszliśmy w jego ślady. Chwilę potem ruszyliśmy w stronę lotniska.
-Harry, zapnij pasy. –
przypomniałem odruchowo. Ponowne wzruszenie ramionami.
Westchnąłem z
rezygnacją i zabrałem się za poprawianie mojego pasa, który nieznośnie ocierał
się o obojczyk. Chciałem przesunąć go na ramię, ale mój pierwszy ruch był zbyt
gwałtowny w wyniku czego zadziałał mechanizm blokujący. Pod wpływem szarpnięcia
uderzyłem w głowę siedzącego w środku Niall’a.
- Auć! – oburzył się
pocierając bolące miejsce – Lou, uważaj!
Paczka truskawkowych pianek,
które właśnie jadł, upadła na ziemię. Schylił się, żeby je podnieść. W tym
momencie kierowca nagle zahamował tuż przed sygnalizacją. Niall głową uderzył w
przednie siedzenie. Ja i Harry wybuchnęliśmy śmiechem.
- To w cale nie było
zabawne. – burknął blondyn wsadzając sobie do buzi kolejną porcję pianek.
- Właśnie, że było! –
Harry nagle odzyskał humor trącając Irlandczyka łokciem w żebra.
Znów zaśmiałem się
głośno widząc naburmuszoną minę wiecznie głodnego Niall’a. Biedak z samego rana
nie potrafił się bronić przed głupimi uwagami innych. Wyraźnie był niewyspany,
jego jasne włosy sterczały we wszystkich kierunkach a oczy miał podkrążone.
-Dobra, dajcie już
spokój. – Liam odwrócił się w naszą stronę. Zajmował miejsce obok kierowcy, jak
zawsze. Nie lubił siadać z tyłu.
Przez chwilę
patrzyłem, jak Harry wciąż uśmiecha się pod nosem, jakby obmyślał jakiś
genialny plan. Po krótkiej chwili wyrwał Niallowi paczkę pianek i sam zaczął je
pochłaniać. Ten, w geście protestu, krzyknął coś niezrozumiale z pełnymi ustami
i próbował odzyskać swoją własność. Odchyliłem się do przodu, żeby lepiej
widzieć całą sytuację. Walczyli zaciekle, Harry był wyjątkowo szybki. Poza tym,
nie zapiął pasów, co dawało mu większą swobodę ruchów. Przekrzykiwali się
wzajemnie i mimo tego, iż padło kilka nieprzyzwoitych epitetów, byłem pewien,
że za chwilę będą się z tego śmiać.
Zayn patrzył na nich
jak na wariatów i kręcił głową z dezaprobatą. Uśmiechał się kącikiem ust.
-Chłopaki, uspokójcie
się. – kierowca zerknął na nich kilka razy w lusterku, wyraźnie już
podenerwowany. Dziwne, zazwyczaj sam się z tego śmiał. Był raczej
przyzwyczajony do tego typu sytuacji. W końcu jeździł z nami nie raz.
-Uspokójcie się! –
krzyknął niespodziewanie odwracając się do tyłu.
Wtedy wszystko
potoczyło się szybko. Zobaczyłem samochód, któremu wymuszaliśmy pierwszeństwo.
W ostatniej chwili nasz kierowca zaciągnął ręczny hamulec. Poczułem szarpnięcie
i usłyszałem dźwięk odsuwanych drzwi. Wpadliśmy w poślizg uderzając w coś z
całej siły.
Zdążyłem tylko pomyśleć,
że nigdy w życiu nie tknę truskawkowych pianek.
♣
Trzeci raz
sprawdziłam, czy zabrałam wszystko, co było mi potrzebne. Walizka z trudem się
zamykała, ale nie musiałam się martwić o nadbagaż. Wszystkie koszty pokrywali
organizatorzy.
Przeszłam się ostatni
raz po mieszkaniu, żeby upewnić się, że wszystko jest tak, jak być powinno.
Chyba byłam zbyt dokładna, żeby cokolwiek pominąć. I za bardzo ceniłam sobie
porządek.
Wzięłam telefon i
wybrałam numer Lisy oczekując, że odbierze szybko. Włączyła się poczta głosowa.
Nagle ogarnęło mnie dziwne uczucie. Jakby coś było nie tak. Nauczyłam się ufać
swojej intuicji, która nigdy mnie nie zawodziła. Po trzeciej próbie
skontaktowania się z Lisą byłam już mocno podenerwowana. Dopiero widząc na
wyświetlaczu przychodzące połączenie, odetchnęłam z ulgą. Niepotrzebnie się
denerwowałam, tym razem, moja intuicja zawiodła.
- Jestem w drodze do
ciebie. – po drugiej stronie rozległ się wesoły głos – Samolot mamy dopiero o
drugiej, ale chcę z tobą omówić kilka szczegółów. Będę za piętnaście minut.
-Jasne – poczułam
jeszcze większą ulgę – Tylko uważaj na siebie.
Kiedy się rozłączyłam,
nagle uświadomiłam sobie, że zapomniał o czymś szalenie ważnym. Harry nie
wiedział o moim wyjeździe. Nie rozmawiałam z nim od dnia, kiedy przyszedł do
mnie rano. Nie odpisałam nawet na jego późniejszą wiadomość. Powinien jednak
wiedzieć, że nie będzie mnie przez tydzień.
Wysłałam mu krótką informację
i postanowiłam spokojnie poczekać na Lisę. Włączyłam telewizor rozpoczynając
wędrówkę po kanałach. Tak naprawdę nie mogłam się na niczym skupić, bo co
chwilę zerkałam na zegar. Kolejne minuty mijały leniwie, a ja wciąż nie
dostawałam znaku życia od Harry’ego bądź Lisy. To było do nich niepodobne. Znów
zaczynałam się martwić. W końcu chwyciłam telefon próbując się skontaktować z
którymkolwiek z nich. W obu przypadkach łapała mnie poczta głosowa.
Zbliżała się dziesiąta
i minęła już prawie godzina od mojej rozmowy z Lisą. Ogarniała mnie panika.
Kręciłam się po salonie bez celu, obracając nokię między palcami. Podskoczyłam
przestraszona, kiedy nagle zaczęła dzwonić.
- Dzień dobry. Nazywam
się Adam Master, czy dodzwoniłem się do pani Eleny Spite? – po drugiej stronie
rozbrzmiał nieznany mi dotąd głos – Czy jest pani osobą z rodziny Lisy Marque?
- Tak… - wykrztusiłam
czując gdzieś w głębi, że muszę skłamać – Jestem… jestem jej siostrą.
- W takim razie,
bardzo mi przykro, ale Lisa miała wypadek. Jej życiu nie zagraża bezpośrednie
niebezpieczeństwo, musieliśmy ją przetransportować do szpitala.
Dalej nie słyszałam już
nic. Zerwałam się z miejsca przeklinając w duchu samą siebie za to, że
zignorowałam swoją nieomylną intuicję.
♣
Zajmowałem niewygodne
krzesło niedaleko drzwi prowadzących na salę operacyjną i uporczywie
wpatrywałem się w sufit. Powianiem teraz dziękować za to, że nic mi się nie
stało. Lekki wstrząs mózgu. Siedziałem po nietkniętej stronie.
Ale Harry… Boże Harry!
Nie potrafiłem sobie
wyobrazić, co teraz dzieje się tam, za zamkniętymi drzwiami. Nie pamiętam
momentu, w którym wypadł z samochodu. Pamiętam jedynie ten przerażający dźwięk
odsuwających się drzwi. Już teraz byłem pewien, że nie da mi spokojnie zasnąć.
- Mówiłem mu, żeby
zapiął pasy… - skryłem twarz w dłoniach czując coś mokrego pod powiekami.
Czyjeś ramię objęło
mnie nieśmiało i pociągnęło w swoją stronę. Liam. On również siedział po
bezpiecznej stronie. Co prawda, rozbił głową boczną szybę, ale skończyło się
tylko na rozciętym łuku brwiowym i kilku szwach.
- Jak Zayn? –
zapytałem biorąc głęboki wdech, żeby się uspokoić.
- W porządku. – Liam
skinął głową, jakby chciał potwierdzić swoje słowa – Ma złamanych kilka żeber,
ale nic mu nie będzie.
Odetchnąłem z ulgą. Nie
potrafiłem się jednak teraz cieszyć z tego, że nic im się nie stało. Harry był
tam. Za tymi białymi drzwiami. I nie wiadomo, jak to się skończy. Przerażał
mnie fakt, że mogę go już nigdy więcej nie zobaczyć. Miałem mu tyle powiedzieć.
Tyle było jeszcze przed nami, a tymczasem jakaś niezależna od nas siła
postanowiła, że pokrzyżuje te plany. Teraz chciałem tylko, żeby wiedział. Chciałem, żeby wiedział o mnie.
- Chodź ze mną. – Liam
pociągnął mnie za rękaw – Chodź do Niall’a. Na pewno nas poinformują, kiedy
operacja się zakończy.
Podziwiałem w nim to,
że potrafił zachować spokój w każdej sytuacji. Mimo, iż było to niesamowicie
trudne. Zostaliśmy postawieni w obliczu wielkiego wyzwania. Stawiało na szali
naszą przyjaźń, nasze ogólne relacje, a nawet nasze życie. Nie byłem pewien,
czy jestem w stanie temu sprostać. Bałem się. Bałem się o Harry’ego. Mogłem
myśleć tylko o nim.
I o dźwięku odsuwających
się drzwi.
Niall płakał z twarzą
odwróconą do okna. Jego prawa noga owinięta w gips była przytrzymywana przez
dziwną konstrukcję kilka centymetrów nad łóżkiem. Kiedy pomyślałem, co mogłoby
się stać, gdyby on również nie zapiął pasów, wstrząsnął mną dreszcz
przerażenia. Siedział między mną a Harrym.
- To moja wina. –
szepnął, kiedy podeszliśmy bliżej – To moja wina. Gdybym nie zaczął się z nim
kłócić o te pieprzone pianki, bylibyśmy już dawno w samolocie do Paryża. To
moja wina.
- To niczyja wina. –
Liam pochylił się nad nim i ujął delikatnie jego brodę zmuszając go tym, żeby
na nas spojrzał – Nikogo z nas. Chris był… był po ostrej imprezie.
Spojrzałem na Liama z
szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami. Chris był po ostrej imprezie. Co to
miało znaczyć?
- Był pijany? –
wykrztusiłem szukając w przyjacielu potwierdzenia.
- Nie do końca. – Liam
zamyślił się na chwilę – Policja twierdzi, że nie zdążył wytrzeźwieć.
W ostatniej chwili
oparłem się o szafkę czując, jak nogi same się pode mną uginają. Nie zdążył
wytrzeźwieć. Był na kacu. I prowadził samochód. I to przez niego nie wiadomo
czy Harry przeżyje operację. Czy w ogóle przeżyje.
- Louis? – w głosie
Liama pobrzmiewała troska – Louis? Wszystko w porządku? Zawołać lekarza?
-Zabije drania. – wykrztusiłem
przez zaciśnięte zęby, sam nie do końca świadom tych słów.
Wyprostowałem się
zaciskając ręce w pięści. Ogarnęła mnie wściekłość. To przez niego. To wszystko
przez niego. Zabiję drania!
- Louis… - słaby głos
Niall’a przywrócił mnie do rzeczywistości – On nie żyje.
♣
Lisa wyglądała strasznie, podpięta do tych
wszystkich aparatur, o których istnieniu nie miałam pojęcia. Oddychała
równomiernie, nieprzytomnym wzrokiem patrząc gdzieś w przestrzeń. Jedną rękę
miała ciasno owiniętą bandażem, od nadgarstka po łokieć. Tak ją zastałam
wchodząc do sali numer sto dwadzieścia cztery.
Najwyraźniej usłyszała kroki, bo odwróciła wzrok w
moją stronę i natychmiast się uśmiechnęła. Gdyby nie to, że znajdowałyśmy się w
szpitalu, mogłabym pomyśleć, że nic nigdy się nie stało. Ale stało się i
chciałam wiedzieć wszystko.
-Jak się czujesz? – zapytałam siadając na krześle
stojącym przy łóżku – Co się stało?
Lisa milczała przez dłuższą chwilę, jakby układając
sobie w głowie logiczne zdania. Przez tą krótką chwilę jej oczy jakby zupełnie
zgasły, pozbawione naturalnej iskry. Zwilżyła usta językiem i w końcu powoli
zaczęła mówić.
- Pamiętam tylko, że jakiś van wymusił
pierwszeństwo i hamując uderzył w moją taksówkę. – zawahała się biorąc głęboki
wdech. Ścisnęłam jej dłoń – Nie wiesz czy powiadomili mojego tatę?
- Najpierw zadzwonili do mnie. Powiedziałam im, że
jestem twoją siostrą.
Lisa chciała się zaśmiać, ale zamiast tego, na jej
twarzy pojawił się grymas bólu. Skrzywiła się kładąc dłoń na brzuchu. Zamarłam
gotowa w każdej chwili biec po lekarza.
-Powiedz, żeby zadzwonili do taty.
-Może lepiej zostanę z tobą… - zawahałam się, nie
chciałam zostawiać jej teraz samej na zbyt długo.
-Powiedz, żeby zadzwonili do taty. – powtórzyła
dobitnie z błagalnym wzrokiem skierowanym w moją stronę.
Przymknęła powieki i znów skupiła się na tym, żeby
oddychać równo. Puściłam jej zimną dłoń i wyszłam na korytarz kierując się w
stronę recepcji. Byłam ciekawa, co się tam stało. Lisa mogła wszystkiego nie
pamiętać, ale policja z pewnością będzie wiedzieć więcej. Skoro przedstawiłam
się jako siostra Lisy, nie mogą odmówić mi wyjaśnień. Ale mogą zażądać dowodu
tożsamości. Byłam
na przegranej pozycji.
Szybko załatwiłam to,
o co poprosiła mnie moja przyjaciółka. Wracając postanowiłam kupić sobie kawę.
Nie myślałam teraz o Paryżu. Chciałam zostać tutaj z Lisą. Do Francji mogę
lecieć kiedy indziej.
Ustawiłam się w
kolejce przy automacie. Przede mną jakiś chłopak właśnie czekał, aż jego kubek
zapełni się napojem. Wyczuwając moją obecność, zerknął na mnie przelotnie. Mogłabym
przysiąc, że gdzieś go już widziałam. Tylko w tym momencie, nie wiedziałam
gdzie.
Zabrał swój kubek i
odwrócił się chcąc zapewne odejść. Coś go jednak zatrzymało. Przez moment
ilustrował moją twarz z wyrazem zdziwienia. Czyżbyśmy już kiedyś się spotkali?
- Znamy się? – dałam
jeden krok w tył przestraszona zachowaniem nieznajomego.
- To ty. – rzucił
niemalże oskarżycielskim tonem – To ty sypiałaś z Harrym.
Zamarłam. W tym
momencie uświadomiłam sobie, skąd go kojarzę. Lisa pokazywała mi kiedyś ich
zdjęcia. One Direction. Zespół Harry’ego. A to był Louis Tomlinson.
- Skąd wiesz? –
otrząsnęłam się szybko z pierwszego szoku – Harry mówił, że nikt o tym nie wie.
Zaśmiał się gorzko.
Zauważyłam, że ma zaczerwienione oczy i potargane włosy, a na prawej dłoni,
którą właśnie poprawiał fryzurę, widniał rząd szwów. Nie wyglądał jak gwiazda. Wyglądał
zwyczajnie. I był tu, w szpitalu. Co Louis Tomlinson może robić w szpitalu?
- Harry’emu tylko się
wydawało, że nic nie wiem. – wzruszył ramionami wlepiając wzrok w czubki swoich
butów – Tylko mu się wydawało. Widziałem wasze zdjęcia. Widziałem, jak pisze do
ciebie wiadomości.
Patrzyłam na niego bez
słowa i odniosłam dziwne wrażenie. Louis cierpiał. Tylko nie wiedziałam jeszcze
z jakiego powodu. Wyglądał jak siedem nieszczęść. Wyglądał, jakby coś mu się
przytrafiło, a on do końca nie umiałby sobie z tym poradzić.
-Skąd te szwy? –
wskazałam na jego rękę. Natychmiast schował ją do kieszeni.
- Miałem mały wypadek.
– w jego oczach pojawiły się łzy – Muszę już iść.
Zanim zdążyłam go
zatrzymać, zniknął w sąsiednim korytarzu. Zapominając o kawie ruszyłam w stronę
sali sto dwadzieścia cztery. Układałam sobie wszystko w głowie zastanawiając
się, co może tu robić Louis Tomlinson.
I wtedy przypomniałam
sobie, jak Harry skarżył się na samochód, którym jeździł razem z zespołem.
Harry skarżył się na czarnego vana.
I wszystko ułożyło się
w logiczną całość.
***
Kolejna długa przerwa, nadszedł czas na coś nowego. Głównie dzięki wytrwałym namowom mojej przyjaciółki.
Korzystając z okazji zapraszam na The Last Five Days czyli moje krótkie opowiadanie: pięć rozdziałów plus epilog. I jeszcze na One Thought, które przeniosłam na wordpress. Będę wdzięczna za każdą opinię, chcę wiedzieć, co myślicie o tym, co robię. Mam tu na myśli zarówno powyższe dwa opowiadania, jak i to.
To chyba tyle. Pozdrawiam i do następnego razu!