niedziela, 10 czerwca 2012

Rozdział trzeci


W moim życiu wszystko było dosyć proste. Zawsze ukrywałem, kim jestem i jaki jestem na prawdę i to pozwalało mi iść naprzód. Sprawy zaczynały się powoli komplikować i odnosiłem wrażenie, że z każdym dniem jest coraz gorzej. Oczywiście, że starałem zachowywać się w stu procentach normalnie,  ale to skutkowało nie przesypianymi nocami i godzinami patrzenia w sufit. Nie raz miałem ochotę wstać, wyjść trzaskając drzwiami i już nigdy nie wracać. Myślę, że gdybym to zrobił, żałowałbym tego kroku do końca życia.
Nie robiłem więc nic i tak miało zostać. Za wszelką cenę dusiłem w sobie wszystko, co nie mogło wypłynąć na światło dzienne i dawałem pozory normalnego życia. Jak do tej pory, szło mi całkiem nieźle. Można nawet powiedzieć, że dobry ze mnie aktor.
-Louis, spakowałeś się już? - do pokoju wszedł Harry, spojrzał na mnie z politowaniem. Siedziałem przed otwartą walizką, do której zdążyłem włożyć dwie pary spodni i szelki. - Zlituj się, Liam nas zabije. Powinniśmy dawno wychodzić.
Otworzył moją szafę i zaczął wyrzucać z niej rzeczy. Patrzyłem na to szeroko otwartymi oczami. Harry od rana nie był w zbyt dobrym humorze. Nie zjadł śniadania, nie wypił kawy, którą uwielbiał i nie oglądał żadnego kanału muzycznego. Nie śpiewał nawet pod prysznicem, co robi zawsze i bez wyjątku i to tak głośno, że słychać go nawet w mojej łazience.
-Weź to... - zielona koszulka wylądowała na moich klanach - I weź jeszcze to, bo masz w tym niezły tyłek. - Czerwone rurki zatrzymały się na mojej głowie.
Niezły tyłek? Uznałem to za komplement. Uśmiechnąłem się pod nosem i szybko wrzucałem ciuchy do walizki. Harry miał rację, Liam nas zabije, jeśli się nie pospieszymy. Potrzebowałem jeszcze chwili na zabranie najpotrzebniejszych kosmetyków i już prawie byłem gotowy.
-Nie cieszysz się z wyjazdu do Paryża? – krzyknąłem z łazienki nie przerywając wrzucania do kosmetyczki kolejnych rzeczy z półki pod lustrem.
-Jasne, że się cieszę. – Harry nagle znalazł się na progu i oparł się ramieniem o framugę wkładając ręce do kieszeni spodni. Wstrzymałem oddech. - Mogłem się o tym dowiedzieć jakiś tydzień wcześniej, a nie dzień przed wyjazdem.
Co prawda to prawda. Też nie byłem przygotowany na taką ewentualność. Jednak mi nie przeszkadzało to aż tak bardzo, jak Harry’emu. Przyzwyczaiłem się do takich nagłych decyzji, do życia w ciągłym pośpiechu i do nawału pracy. Starałem się po prostu nie myśleć o tym w kategoriach przymusu. Kocham to, co robię. I dzięki temu wreszcie czuję prawdziwy sens wstawania każdego ranka z łóżka.
Zamykając walizkę jeszcze raz zerknąłem na Harry'ego. Miał na sobie mój brązowy sweter i trzeba przyznać, że wyglądał w nim całkiem nieźle. Może nawet lepiej niż ja? Cóż, jestem pewien, że fani to ocenią. Harry uwielbia nosić moje rzeczy. Uśmiechnąłem się pod nosem przypominając sobie ten fakt. Grzebanie w mojej szafie było jednym z jego ulubionych zajęć.
Zamknąłem mieszkanie rzucając mu w progu ostatnie szybkie spojrzenie. Zjechaliśmy windą na parter nie odzywając się do siebie, co było kolejną dziwną rzeczą tego ranka. Chwile milczenia między nami bywały rzadkością. W zasadzie, można stwierdzić, że nigdy się takowe nie zdarzają. Ciągnąc za sobą walizkę zerkałem kątem oka na idącego obok Harry’ego. Wzrok miał wlepiony w podłogę, czapka za bardzo opadła na jego czoło i teraz niemalże przysłaniała mu widoczność. Miałem ochotę ją poprawić, ale powstrzymałem się w ostatniej chwili.
Liam stał już oparty o samochód i z rękami złożonymi na piersiach. Jego mina z pewnością nie wyrażała zadowolenia. Liam Payne był wzorem punktualności.
-Gdzie wy byliście? – zapytał ostrym tonem, kiedy znaleźliśmy się wystarczająco blisko, żeby go usłyszeć – Samolot mamy za niecałą godzinę, a musimy jeszcze przebić się przez miasto! Wiecie, jakie są korki o tej porze?!
Popatrzyłem na Harry’ego mając nadzieję, że znajdzie dla nas jakieś usprawiedliwienie. Wzruszył tylko ramionami i poszedł zanieść swoją walizkę do bagażnika. Całe szczęście nie było czasu na dłuższe wyjaśnienia, więc Liam szybko wsiadł do samochodu. Poszliśmy w jego ślady. Chwilę potem ruszyliśmy w stronę lotniska.
-Harry, zapnij pasy. – przypomniałem odruchowo. Ponowne wzruszenie ramionami.
Westchnąłem z rezygnacją i zabrałem się za poprawianie mojego pasa, który nieznośnie ocierał się o obojczyk. Chciałem przesunąć go na ramię, ale mój pierwszy ruch był zbyt gwałtowny w wyniku czego zadziałał mechanizm blokujący. Pod wpływem szarpnięcia uderzyłem w głowę siedzącego w środku Niall’a.
- Auć! – oburzył się pocierając bolące miejsce – Lou, uważaj!
Paczka truskawkowych pianek, które właśnie jadł, upadła na ziemię. Schylił się, żeby je podnieść. W tym momencie kierowca nagle zahamował tuż przed sygnalizacją. Niall głową uderzył w przednie siedzenie. Ja i Harry wybuchnęliśmy śmiechem.
- To w cale nie było zabawne. – burknął blondyn wsadzając sobie do buzi kolejną porcję pianek.
- Właśnie, że było! – Harry nagle odzyskał humor trącając Irlandczyka łokciem w żebra.
Znów zaśmiałem się głośno widząc naburmuszoną minę wiecznie głodnego Niall’a. Biedak z samego rana nie potrafił się bronić przed głupimi uwagami innych. Wyraźnie był niewyspany, jego jasne włosy sterczały we wszystkich kierunkach a oczy miał podkrążone.
-Dobra, dajcie już spokój. – Liam odwrócił się w naszą stronę. Zajmował miejsce obok kierowcy, jak zawsze. Nie lubił siadać z tyłu.
Przez chwilę patrzyłem, jak Harry wciąż uśmiecha się pod nosem, jakby obmyślał jakiś genialny plan. Po krótkiej chwili wyrwał Niallowi paczkę pianek i sam zaczął je pochłaniać. Ten, w geście protestu, krzyknął coś niezrozumiale z pełnymi ustami i próbował odzyskać swoją własność. Odchyliłem się do przodu, żeby lepiej widzieć całą sytuację. Walczyli zaciekle, Harry był wyjątkowo szybki. Poza tym, nie zapiął pasów, co dawało mu większą swobodę ruchów. Przekrzykiwali się wzajemnie i mimo tego, iż padło kilka nieprzyzwoitych epitetów, byłem pewien, że za chwilę będą się z tego śmiać.
Zayn patrzył na nich jak na wariatów i kręcił głową z dezaprobatą. Uśmiechał się kącikiem ust.
-Chłopaki, uspokójcie się. – kierowca zerknął na nich kilka razy w lusterku, wyraźnie już podenerwowany. Dziwne, zazwyczaj sam się z tego śmiał. Był raczej przyzwyczajony do tego typu sytuacji. W końcu jeździł z nami nie raz.
-Uspokójcie się! – krzyknął niespodziewanie odwracając się do tyłu.
Wtedy wszystko potoczyło się szybko. Zobaczyłem samochód, któremu wymuszaliśmy pierwszeństwo. W ostatniej chwili nasz kierowca zaciągnął ręczny hamulec. Poczułem szarpnięcie i usłyszałem dźwięk odsuwanych drzwi. Wpadliśmy w poślizg uderzając w coś z całej siły.
Zdążyłem tylko pomyśleć, że nigdy w życiu nie tknę truskawkowych pianek.
Trzeci raz sprawdziłam, czy zabrałam wszystko, co było mi potrzebne. Walizka z trudem się zamykała, ale nie musiałam się martwić o nadbagaż. Wszystkie koszty pokrywali organizatorzy.
Przeszłam się ostatni raz po mieszkaniu, żeby upewnić się, że wszystko jest tak, jak być powinno. Chyba byłam zbyt dokładna, żeby cokolwiek pominąć. I za bardzo ceniłam sobie porządek.
Wzięłam telefon i wybrałam numer Lisy oczekując, że odbierze szybko. Włączyła się poczta głosowa. Nagle ogarnęło mnie dziwne uczucie. Jakby coś było nie tak. Nauczyłam się ufać swojej intuicji, która nigdy mnie nie zawodziła. Po trzeciej próbie skontaktowania się z Lisą byłam już mocno podenerwowana. Dopiero widząc na wyświetlaczu przychodzące połączenie, odetchnęłam z ulgą. Niepotrzebnie się denerwowałam, tym razem, moja intuicja zawiodła.
- Jestem w drodze do ciebie. – po drugiej stronie rozległ się wesoły głos – Samolot mamy dopiero o drugiej, ale chcę z tobą omówić kilka szczegółów. Będę za piętnaście minut.
-Jasne – poczułam jeszcze większą ulgę – Tylko uważaj na siebie.
Kiedy się rozłączyłam, nagle uświadomiłam sobie, że zapomniał o czymś szalenie ważnym. Harry nie wiedział o moim wyjeździe. Nie rozmawiałam z nim od dnia, kiedy przyszedł do mnie rano. Nie odpisałam nawet na jego późniejszą wiadomość. Powinien jednak wiedzieć, że nie będzie mnie przez tydzień.
Wysłałam mu krótką informację i postanowiłam spokojnie poczekać na Lisę. Włączyłam telewizor rozpoczynając wędrówkę po kanałach. Tak naprawdę nie mogłam się na niczym skupić, bo co chwilę zerkałam na zegar. Kolejne minuty mijały leniwie, a ja wciąż nie dostawałam znaku życia od Harry’ego bądź Lisy. To było do nich niepodobne. Znów zaczynałam się martwić. W końcu chwyciłam telefon próbując się skontaktować z którymkolwiek z nich. W obu przypadkach łapała mnie poczta głosowa.
Zbliżała się dziesiąta i minęła już prawie godzina od mojej rozmowy z Lisą. Ogarniała mnie panika. Kręciłam się po salonie bez celu, obracając nokię między palcami. Podskoczyłam przestraszona, kiedy nagle zaczęła dzwonić.
- Dzień dobry. Nazywam się Adam Master, czy dodzwoniłem się do pani Eleny Spite? – po drugiej stronie rozbrzmiał nieznany mi dotąd głos – Czy jest pani osobą z rodziny Lisy Marque?
- Tak… - wykrztusiłam czując gdzieś w głębi, że muszę skłamać – Jestem… jestem jej siostrą.
- W takim razie, bardzo mi przykro, ale Lisa miała wypadek. Jej życiu nie zagraża bezpośrednie niebezpieczeństwo, musieliśmy ją przetransportować do szpitala.
Dalej nie słyszałam już nic. Zerwałam się z miejsca przeklinając w duchu samą siebie za to, że zignorowałam swoją nieomylną intuicję.
Zajmowałem niewygodne krzesło niedaleko drzwi prowadzących na salę operacyjną i uporczywie wpatrywałem się w sufit. Powianiem teraz dziękować za to, że nic mi się nie stało. Lekki wstrząs mózgu. Siedziałem po nietkniętej stronie.
Ale Harry… Boże Harry!
Nie potrafiłem sobie wyobrazić, co teraz dzieje się tam, za zamkniętymi drzwiami. Nie pamiętam momentu, w którym wypadł z samochodu. Pamiętam jedynie ten przerażający dźwięk odsuwających się drzwi. Już teraz byłem pewien, że nie da mi spokojnie zasnąć.
- Mówiłem mu, żeby zapiął pasy… - skryłem twarz w dłoniach czując coś mokrego pod powiekami.
Czyjeś ramię objęło mnie nieśmiało i pociągnęło w swoją stronę. Liam. On również siedział po bezpiecznej stronie. Co prawda, rozbił głową boczną szybę, ale skończyło się tylko na rozciętym łuku brwiowym i kilku szwach.
- Jak Zayn? – zapytałem biorąc głęboki wdech, żeby się uspokoić.
- W porządku. – Liam skinął głową, jakby chciał potwierdzić swoje słowa – Ma złamanych kilka żeber, ale nic mu nie będzie.
Odetchnąłem z ulgą. Nie potrafiłem się jednak teraz cieszyć z tego, że nic im się nie stało. Harry był tam. Za tymi białymi drzwiami. I nie wiadomo, jak to się skończy. Przerażał mnie fakt, że mogę go już nigdy więcej nie zobaczyć. Miałem mu tyle powiedzieć. Tyle było jeszcze przed nami, a tymczasem jakaś niezależna od nas siła postanowiła, że pokrzyżuje te plany. Teraz chciałem tylko, żeby wiedział. Chciałem, żeby wiedział o mnie.
- Chodź ze mną. – Liam pociągnął mnie za rękaw – Chodź do Niall’a. Na pewno nas poinformują, kiedy operacja się zakończy.
Podziwiałem w nim to, że potrafił zachować spokój w każdej sytuacji. Mimo, iż było to niesamowicie trudne. Zostaliśmy postawieni w obliczu wielkiego wyzwania. Stawiało na szali naszą przyjaźń, nasze ogólne relacje, a nawet nasze życie. Nie byłem pewien, czy jestem w stanie temu sprostać. Bałem się. Bałem się o Harry’ego. Mogłem myśleć tylko o nim.
I o dźwięku odsuwających się drzwi.
Niall płakał z twarzą odwróconą do okna. Jego prawa noga owinięta w gips była przytrzymywana przez dziwną konstrukcję kilka centymetrów nad łóżkiem. Kiedy pomyślałem, co mogłoby się stać, gdyby on również nie zapiął pasów, wstrząsnął mną dreszcz przerażenia. Siedział między mną a Harrym.
- To moja wina. – szepnął, kiedy podeszliśmy bliżej – To moja wina. Gdybym nie zaczął się z nim kłócić o te pieprzone pianki, bylibyśmy już dawno w samolocie do Paryża. To moja wina.
- To niczyja wina. – Liam pochylił się nad nim i ujął delikatnie jego brodę zmuszając go tym, żeby na nas spojrzał – Nikogo z nas. Chris był… był po ostrej imprezie.
Spojrzałem na Liama z szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami. Chris był po ostrej imprezie. Co to miało znaczyć?
- Był pijany? – wykrztusiłem szukając w przyjacielu potwierdzenia.
- Nie do końca. – Liam zamyślił się na chwilę – Policja twierdzi, że nie zdążył wytrzeźwieć.
W ostatniej chwili oparłem się o szafkę czując, jak nogi same się pode mną uginają. Nie zdążył wytrzeźwieć. Był na kacu. I prowadził samochód. I to przez niego nie wiadomo czy Harry przeżyje operację. Czy w ogóle przeżyje.
- Louis? – w głosie Liama pobrzmiewała troska – Louis? Wszystko w porządku? Zawołać lekarza?
-Zabije drania. – wykrztusiłem przez zaciśnięte zęby, sam nie do końca świadom tych słów.
Wyprostowałem się zaciskając ręce w pięści. Ogarnęła mnie wściekłość. To przez niego. To wszystko przez niego. Zabiję drania!
- Louis… - słaby głos Niall’a przywrócił mnie do rzeczywistości – On nie żyje.
Lisa wyglądała strasznie, podpięta do tych wszystkich aparatur, o których istnieniu nie miałam pojęcia. Oddychała równomiernie, nieprzytomnym wzrokiem patrząc gdzieś w przestrzeń. Jedną rękę miała ciasno owiniętą bandażem, od nadgarstka po łokieć. Tak ją zastałam wchodząc do sali numer sto dwadzieścia cztery.
Najwyraźniej usłyszała kroki, bo odwróciła wzrok w moją stronę i natychmiast się uśmiechnęła. Gdyby nie to, że znajdowałyśmy się w szpitalu, mogłabym pomyśleć, że nic nigdy się nie stało. Ale stało się i chciałam wiedzieć wszystko.
-Jak się czujesz? – zapytałam siadając na krześle stojącym przy łóżku – Co się stało?
Lisa milczała przez dłuższą chwilę, jakby układając sobie w głowie logiczne zdania. Przez tą krótką chwilę jej oczy jakby zupełnie zgasły, pozbawione naturalnej iskry. Zwilżyła usta językiem i w końcu powoli zaczęła mówić.
- Pamiętam tylko, że jakiś van wymusił pierwszeństwo i hamując uderzył w moją taksówkę. – zawahała się biorąc głęboki wdech. Ścisnęłam jej dłoń – Nie wiesz czy powiadomili mojego tatę?
- Najpierw zadzwonili do mnie. Powiedziałam im, że jestem twoją siostrą.
Lisa chciała się zaśmiać, ale zamiast tego, na jej twarzy pojawił się grymas bólu. Skrzywiła się kładąc dłoń na brzuchu. Zamarłam gotowa w każdej chwili biec po lekarza.
-Powiedz, żeby zadzwonili do taty.
-Może lepiej zostanę z tobą… - zawahałam się, nie chciałam zostawiać jej teraz samej na zbyt długo.
-Powiedz, żeby zadzwonili do taty. – powtórzyła dobitnie z błagalnym wzrokiem skierowanym w moją stronę.
Przymknęła powieki i znów skupiła się na tym, żeby oddychać równo. Puściłam jej zimną dłoń i wyszłam na korytarz kierując się w stronę recepcji. Byłam ciekawa, co się tam stało. Lisa mogła wszystkiego nie pamiętać, ale policja z pewnością będzie wiedzieć więcej. Skoro przedstawiłam się jako siostra Lisy, nie mogą odmówić mi wyjaśnień. Ale mogą zażądać dowodu tożsamości. Byłam na przegranej pozycji.
Szybko załatwiłam to, o co poprosiła mnie moja przyjaciółka. Wracając postanowiłam kupić sobie kawę. Nie myślałam teraz o Paryżu. Chciałam zostać tutaj z Lisą. Do Francji mogę lecieć kiedy indziej.
Ustawiłam się w kolejce przy automacie. Przede mną jakiś chłopak właśnie czekał, aż jego kubek zapełni się napojem. Wyczuwając moją obecność, zerknął na mnie przelotnie. Mogłabym przysiąc, że gdzieś go już widziałam. Tylko w tym momencie, nie wiedziałam gdzie.
Zabrał swój kubek i odwrócił się chcąc zapewne odejść. Coś go jednak zatrzymało. Przez moment ilustrował moją twarz z wyrazem zdziwienia. Czyżbyśmy już kiedyś się spotkali?
- Znamy się? – dałam jeden krok w tył przestraszona zachowaniem nieznajomego.
- To ty. – rzucił niemalże oskarżycielskim tonem – To ty sypiałaś z Harrym.
Zamarłam. W tym momencie uświadomiłam sobie, skąd go kojarzę. Lisa pokazywała mi kiedyś ich zdjęcia. One Direction. Zespół Harry’ego. A to był Louis Tomlinson.
- Skąd wiesz? – otrząsnęłam się szybko z pierwszego szoku – Harry mówił, że nikt o tym nie wie.
Zaśmiał się gorzko. Zauważyłam, że ma zaczerwienione oczy i potargane włosy, a na prawej dłoni, którą właśnie poprawiał fryzurę, widniał rząd szwów. Nie wyglądał jak gwiazda. Wyglądał zwyczajnie. I był tu, w szpitalu. Co Louis Tomlinson może robić w szpitalu?
- Harry’emu tylko się wydawało, że nic nie wiem. – wzruszył ramionami wlepiając wzrok w czubki swoich butów – Tylko mu się wydawało. Widziałem wasze zdjęcia. Widziałem, jak pisze do ciebie wiadomości.
Patrzyłam na niego bez słowa i odniosłam dziwne wrażenie. Louis cierpiał. Tylko nie wiedziałam jeszcze z jakiego powodu. Wyglądał jak siedem nieszczęść. Wyglądał, jakby coś mu się przytrafiło, a on do końca nie umiałby sobie z tym poradzić.
-Skąd te szwy? – wskazałam na jego rękę. Natychmiast schował ją do kieszeni.
- Miałem mały wypadek. – w jego oczach pojawiły się łzy – Muszę już iść.
Zanim zdążyłam go zatrzymać, zniknął w sąsiednim korytarzu. Zapominając o kawie ruszyłam w stronę sali sto dwadzieścia cztery. Układałam sobie wszystko w głowie zastanawiając się, co może tu robić Louis Tomlinson.
I wtedy przypomniałam sobie, jak Harry skarżył się na samochód, którym jeździł razem z zespołem. Harry skarżył się na czarnego vana.
I wszystko ułożyło się w logiczną całość. 

***
Kolejna długa przerwa, nadszedł czas na coś nowego. Głównie dzięki wytrwałym namowom mojej przyjaciółki. 
Korzystając z okazji zapraszam na The Last Five Days czyli moje krótkie opowiadanie: pięć rozdziałów plus epilog. I jeszcze na One Thought, które przeniosłam na wordpress. Będę wdzięczna za każdą opinię, chcę wiedzieć, co myślicie o tym, co robię. Mam tu na myśli zarówno powyższe dwa opowiadania, jak i to.
To chyba tyle. Pozdrawiam i do następnego razu!