Obudziły
mnie dźwięki dobiegające z kuchni. Ktoś był w moim mieszkaniu. W
piątkowy poranek. Do tego nie miałam pojęcia, kim był ów przybysz.
Nasłuchiwałam, przez moment leżąc w kompletnym bezruchu. Starałam się
przypomnieć sobie, co robiłam ostatniej nocy.
Harry.
Nie
wiedzieć czemu o tym zapomniałam. Oglądaliśmy mój ulubiony film do
drugiej w nocy. Nie miałam się czego obawiać. To z pewnością on
przeszukiwał moją kuchnię. Czuł się w tym mieszkaniu jak u siebie. Nigdy
mi to nie przeszkadzało. Niby czemu? Nie miałam nic do ukrycia. Gdyby
tak było, nie zwlekałabym z wstaniem z łóżka. Nie miałam za dużej ochoty
się podnosić. Świadomość, że znów muszę pojawić się na uczelni, nie
pomagała mi w tym.
Dopiero
zapach parzonej kawy zmusił mnie, żebym powoli, ociągając się z każdym
ruchem, odgarnęła na bok kołdrę. Spuściłam nogi na zimne panele i
jeszcze krótką chwilę siedziałam tak, przecierając twarz dłońmi. Obudzić
się, to był mój cel.
Poprawiłam
opadające ramiączko od pidżamy, stając w progu połączonego z kuchnią
salonu. Przyglądałam się, jak Harry kręci się wokół szafek, wyciągając
coś z każdej. Śpiewał przy tym puszczaną w radiu piosenkę Kelly
Clarkson.
-Czarna
parzona o ile się nie mylę? Bez cukru. – powiedział odwracając się z
uśmiechem wymalowanym na twarzy. Widocznie już wcześniej wyczuwał moją
obecność, bo na ladzie stały przygotowane dwa kubki.
Przeciągnęłam
się jeszcze raz z lubością, podchodząc do kuchennego stołu. Przysiadłam
na jego brzegu dalej śledząc poczynania Harry’ego. Ostrożnie złapał
kubki i przeniósł je, stawiając obok mnie. Na tyle daleko, żebym nie
mogła ich zrzucić, kiedy złapał mnie szybko w talii i musnął moje usta
przelotnie. Zacisnęłam palce na jego ramionach. Patrzył na mnie tym
swoim dziwnym wzrokiem. Bałam się błysku w jego oku, który właśnie
zobaczyłam. Nigdy wcześniej nie zauważyłam, żeby to się działo. Ale od
jakiegoś czasu Harry zaczynał się niepostrzeżenie zmieniać i to mnie
przerażało.
Znów
pochylił się w moją stronę i pocałował mnie, tym razem nieco dobitniej.
Jeszcze raz. I jeszcze raz. Z każdym ruchem bardziej zdecydowanie.
-Harry, proszę cię… - wydusiłam w przerwach między kolejnymi pocałunkami.
Ani
myślał przestać, głuchy na moje prośby. Jego zimne dłonie już wędrowały
po moich plecach pod cienką koszulką. Zszedł niżej, jego usta muskały
moją szyję i odsłonięte ramiona. Ogarnęła mnie chwilowa zaćma.
Oddychałam coraz szybciej, całkowicie skupiona na przyjemności, jaką mi
sprawiał. Odchyliłam głowę do tyłu, żeby zwiększyć jego pole manewrów. I
tu mnie miał. Znał moje słabe punkty i wiedział, jak mnie przekonać.
Wiedział, co zrobić, żebym przestała mu się opierać. To nie było takie
łatwe, ale odkrył każdy wrażliwy szczegół mojego ciała. I potrafił to
wykorzystywać na swoją korzyść.
Mój Harry.
Oplotłam
jego biodra nogami, żeby mógł swobodnie wziąć mnie na ręce i zanieść z
powrotem do sypialni, na nie pościelone łóżko. Chyba sama chciałam, żeby
to znów się stało. Rozpięłam w pośpiechu jego koszulę, rzucając ją
gdzieś na podłogę. Nie pozostawiając dłużnym, pozbawił mnie góry od
pidżamy. Mogłam poczuć delikatne muśnięcia na swoim brzuchu, z każdą
sekundą coraz niżej. Przeszyły mnie dreszcze. Pożądanie właśnie brało
nade mną górę. Chciałam więcej. Nie do końca świadoma, wplotłam palce w
jego loki. Znów zaszumiało mi w głowie. Dlaczego on musi to robić?
Doprowadzać mnie do szaleństwa, przeciągać na swoją stronę. Sprawiał, że
potrafiłam zupełnie stracić przy nim resztki rozsądku. Skupiałam się
tylko na kolejnych pieszczotach, którymi rozpalał mnie do czerwoności.
Na
powrót odnalazł moje usta, czekające z utęsknieniem na kolejną porcję
pocałunków. W zupełności dałam mu zielone światło. Złapał mnie w swoje
sidła, jakby opracował sobie wcześniej ten plan. Przyjemny ciężar jego
ciała ogrzewał mnie, nie tylko od zewnątrz. Wbiłam paznokcie w jego
plecy, kiedy wessał się w moją szyję. Nie mogłam nie westchnąć z
wszechogarniającej rozkoszy.
Wtedy mój telefon dał o sobie znać. Dzwonił uporczywie. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci…
Odepchnęłam Harry’ego od siebie, sięgając ręką w stronę szafki nocnej.
-Oddzwoni… - szepnął, wiercąc językiem dziurę tuż za moim uchem.
Nie
pozwalał mi się skupić. Złapał moją brodę i odwrócił mnie w swoją
stronę całując zachłannie. Tymczasem przerwane przed chwilą połączenie
nie było ostatnim. Dźwięki mojej ulubionej piosenki Dżemu rozniosły się
po pokoju. Tym razem zdecydowanym ruchem dałam mu znak, żeby się odsunął
i przyłożyłam telefon do ucha.
-Jesteś
trzecia! Rozumiesz? Trzecia! – po drugiej stronie rozbrzmiał radosny
krzyk Lisy. Musiałam odsunąć urządzenie od ucha. Harry zachichotał pod
nosem obejmując mnie w talii i przylegając całym ciałem do moich pleców.
Za cel postawił sobie rozproszenie mnie. Musnął moje ramię.
-Trzecia?
O czym ty mówisz, Lisa? – wykrztusiłam, zmuszając się, żeby nie
westchnąć, kiedy Harry opuszkami palców przejechał po moim podbrzuszu,
po czym odgarnął z szyi moje włosy robiąc sobie miejsce do kolejnych,
prawie nieodczuwalnych pocałunków. Cholera, weź się w garść!
-Tak, trzecia! Ja jestem zaraz za tobą! Jedziemy do Paryża, kochanie!
Usiadłam gwałtownie, uderzając Harry’ego łokciem prosto w czoło. Syknął z bólu opadając na poduszki.
Konkurs, o tym również zapomniałam. Czy ja nie powinnam brać leków na dobrą pamięć? Chyba tak.
-Jesteś na uczelni? Czekaj na mnie, będę najszybciej, jak się da.
Poderwałam się z łóżka, puszczając w niepamięć każdy przyjemny dotyk zafundowany przez Harry’ego.
-O co chodzi? – zapytał zdezorientowany moim zachowaniem.
-Muszę lecieć. – rzuciłam wyciągając z szafy ubrania – Idę do łazienki. Bądź tak miły i zbieraj się już.
W
pewnym sensie nie mogłam w to uwierzyć. Wiadomość od Lisy postawiła
mnie na nogi i prawdopodobnie dała motywację na to, żeby ruszyć się z
domu. Spieszyłam się jak tylko mogłam, żeby jak najszybciej być na
uczelni. Musiałam zobaczyć wyniki na własne oczy. Czekałam na to okrągły
miesiąc. Zgłosiłam kilka swoich fotografii do konkursu organizowanego
przez Londyńską Akademię Sztuk Pięknych. Teraz okazało się, że jestem w
pierwszej trójce laureatów. Było o co walczyć.
-Jeszcze
tu jesteś? – zdziwiłam się, kiedy po wyjściu z łazienki zobaczyłam
Harry’ego siedzącego spokojnie na kanapie – Nie mam już czasu. Za chwilę
muszę być na uczelni.
-Chciałbym tylko wiedzieć, co cię tak poruszyło. – podniósł się podchodząc bliżej.
Złapał
w palce zabłąkany kosmyk moich włosów i założył go za ucho. Znów ten
jego wzrok. Zaczynałam obawiać się, że Harry zwyczajnie się zaangażuje.
Tego nie chciałam.
Harry
był tylko przyjacielem do łóżka. Tylko. I nikim więcej. On nie miał się
angażować. Tak samo, jak ja się nie angażowałam. Naszą relację
zdecydowanie nie można było nazwać związkiem. Nie chciałam jej tak
nazywać.
Popatrzyłam
znów na jego błyszczące oczy. Wciąż czekał na jakieś wyjaśnienie.
Ścisnął moją dłoń, jakby bał się, że mogę mu uciec.
-Harry,
słuchaj, chyba muszę ci coś przypomnieć. – zaczęłam ostrożnie pewna
tego, co chcę właśnie powiedzieć – Wiesz, że między nami nic nie ma,
prawda? To tylko… no wiesz.
Mocniej
ścisnął moją dłoń, uciekając wzrokiem gdzieś na bok. Nie milczał zbyt
długo. Chyba nie zastanawiał się też nad odpowiedzią.
-Wiem. Tylko seks.
-Właśnie.
– uśmiechnęłam się, delikatnie wyciągając dłoń z jego uścisku – Teraz
muszę już iść. Zadzwonię potem, żeby wszystko ci wyjaśnić.
Skinął
głową cofając się o krok do tyłu. Przeczesał palcami włosy zerkając,
jak zakładam płaszcz i szalik. Wyglądał na dziwnie zmartwionego. Może
też trochę zawiedzionego. Nie mogłam nic poradzić na to, że mam
ważniejsze sprawy na głowie niż on. Harry był zawsze tylko dodatkiem w
moim życiu. Przygodną, która kiedyś się skończy. Nie traktowałam go jak
nic innego. Nie traktowałam go poważnie. Porównywałam do romantycznego
kochanka, który jak nikt inny potrafi sprawiać przyjemność.
-Lepiej, żeby nikt nas nie widział. Ja wyjdę pierwsza, a ty poczekaj tu jeszcze chwilę. Wiesz, gdzie chowam zapasowe klucze.
Zamykając
za sobą drzwi usłyszałam tylko ciche przekleństwo. Puściłam to mimo
uszu. Teraz liczyło się jak najszybsze dotarcie na uczelnię.
Zrezygnowałam z metra, którego swoją drogą przecież nienawidziłam i
wsiadłam do stojącej nieopodal taksówki. Tak powinno być szybciej.
Lisa
czekała na mnie przy wejściu, chodząc w kółko. Najwyraźniej nie mogła
się już doczekać. Kiedy tylko mnie zobaczyła, zbiegła po schodach i
niemalże rzuciła się na mnie, ściskając mocno.
-Jedziemy do Paryża, jedziemy do Paryża! – krzyknęła mi prosto do ucha.
-Spokojnie,
Lisa… - odsunęłam ją na odległość wyciągniętych ramion. Uśmiechała się
szeroko. Wyglądała na bardziej szczęśliwą niż ja. Tylko dlatego, że ona
zawsze otwarcie pokazywała swoje uczucia. Tak, jakby chciała, żeby cały
świat o nich wiedział – Pokaż mi tą listę. Nie uwierzę, jeśli zaraz tego nie zobaczę!
Pociągnęła
mnie za sobą do budynku. Zdążyłam szybko zdjąć płaszcz i szalik. W
środku jak zwykle było niemiłosiernie gorąco. Z niewiadomych przyczyn
panował tu wręcz zaduch. Bez względu na porę roku.
Lista
wisiała na tablicy ogłoszeń na pierwszym piętrze. Nie trudno było ją
zauważyć. Na czerwonym papierze widniało dziesięć nazwisk. Znałam tylko
dwa. Swoje i Lisy. Faktycznie, byłam na trzecim miejscu, a moja
przyjaciółka – na piątym. Dopiero teraz uwierzyłam w stu procentach. To
prawda. Lecę do Paryża. Na całe pięć dni. W najbliższy poniedziałek.
-Dzwoniłam
już do taty i przełożyłam nasze spotkanie. Mamy cały weekend na
pakowanie. – Lisa niemalże skakała z radości. To ona namówiła mnie na
ten konkurs i w zasadzie to jej zawdzięczałam swój sukces.
-Musimy
jechać na jakieś zakupy! Zupełnie nie jestem przygotowana na spotkanie z
Paryżem. Wiesz, trzeba sobie wypracować jakiś paryski styl, kupić kilka
nowych ciuchów. Myślałam ostatnio o nowych kolczykach, żeby dopełnić
moją kolekcję. Przynajmniej mam teraz jawny powód, żeby wydać odłożone
pieniądze i nie będę tego żałować, bo w końcu taka okazja zdarza się raz
w życiu…. Czy to malinka na twojej szyi?
Dopiero po kilku sekundach dotarły do mnie ostatnie słowa Lisy. Zazwyczaj nie
słuchałam jej dokładnie, kiedy zaczynała swój bezsensowny monolog.
Natychmiast zakryłam ręką wskazane przez nią miejsce. Wygrzebałam z
torebki lusterko, żeby lepiej przyjrzeć się czerwonemu śladowi na mojej
szyi. Faktycznie, była tam. Wyglądała okropnie. Dlaczego nie zauważyłam
jej wcześniej?
-Kto ci to zrobił? – Lisa znów się ożywiła – To ten twój playboy? Był dziś u ciebie?
-Lisa!
Przestań go tak nazywać! Wiesz, że tego nie lubię! – otuliłam szyję
szalikiem, szczelnie zasłaniając szpecącą pamiątkę Harry’ego.
-Nie wiem, kim on jest. Jak mam go nazywać?
Pokręciłam
tylko głową, rzucając ostatnie spojrzenie na listę. Ciężko było coś
ukryć przed Lisą i zawsze istniała we mnie obawa, że moja przyjaciółka
może się dowiedzieć prawdy. Jako fanka One Direction nie przyjęła by
tego zbyt dobrze. Dlatego dla jej własnego dobra, wolałam nie zdradzać
tożsamości, jak ona to nazywa, mojego playboya.
Ruszyłyśmy
w stronę stołówki. Dopiero co uświadomiłam sobie, że nie miałam okazji
zjeść śniadania. Kupiłam owocowy jogurt i maślaną bułkę, które swoją
drogą skrycie uwielbiałam. Nie wiem, skąd oni brali takie pyszności na
zwykłej stołówce, ale nie mogłam tego znaleźć w żadnej piekarni.
Siadłyśmy przy naszym ulubionym stoliku pod oknem. Jedno miejsce było
już zajęte.
-Cześć Charles! – rzuciłam zajmując krzesło dokładnie po przeciwnej stronie blatu.
Chłopak
ze zdziwieniem spojrzała na szalik, który miałam owinięty wokół szyi,
ale nie skomentował tego. Uśmiechnął się tylko wracając do czytania
gazety. Charles nie lubił za dużo mówić. Miał najprawdziwszą artystyczną
duszę. Malował. Całkiem nieźle malował. I odzywał się tylko wtedy,
kiedy miał coś konkretnego do powiedzenia. Za to go lubiłam. Dało się z
nim pomilczeć.
-Widziałeś
listę zwycięzców?- Lisa znów się rozpromieniła. Który to już dzisiaj
raz? Nie pamiętam, po trzecim przestałam liczyć – Lecimy do Paryża!
-Listę? – zdziwił się podnosząc wzrok znad gazety – A tą listę! Widziałem. I gratuluję.
W
jego głosie nie dało się słyszeć przekonania. Wiedziałam, że jego
gratulacje były szczere. Dla mnie to wystarczyło, ale Lisa, wciąż
rozemocjonowana, uderzyła pięścią w stół sprawiając, że Charles znów
oderwał się od lektury, zapewne niezmiernie ciekawego artykułu.
-Chociaż raz mógłbyś wykrzesać z siebie trochę optymizmu! Ciesz się z nami!
Brunet uśmiechnął się kącikiem ust i teatralnym ruchem odgarnął z czoła swoje przydługie włosy.
-Hura?
Lista
uderzyła się w czoło z otwartej dłoni. Powinna już dawno zrozumieć, że
Charles nie jest najlepszy w pokazywaniu swoich emocji. Ona za wszelką
cenę chciała sprawić, żeby świat był bardziej kolorowy niż jest w
rzeczywistości. Nie zawsze jej się to udawało. Szczególnie, że miała do
czynienia z ludźmi naszego pokroju. Mam tu na myśli mnie i Charlesa.
Śmiało stwierdzam, że nasza trójka dobrała się idealnie.
Poczułam
wibracje w kieszeni. Odłożyłam na bok pyszną bułkę, którą właśnie
miałam zamiar zacząć konsumować i wyciągnęłam telefon rzucając okiem na
wyświetlacz. Harry. Nie mogłam teraz odebrać. Odrzuciłam połączenie bez
słowa, zanim zaglądająca mi przez ramię Lisa zdążyła cokolwiek zauważyć.
Popatrzyła tylko na mnie, jakby miała wielką ochotę to skomentować.
Domyśliła się, kto dzwonił. Posłałam jej błagalne spojrzenie. Naprawdę
nie chciałam, żeby lesbijka prawiła mi kazania na temat moralności.
-Dobrze, dobrze. Milczę. – wzniosła ręce w obronnym geście i wróciła do swojego jogurtu. Tak było najlepiej.
♣
Pogubiłem
się w tym. Zaczęło się przecież tak zwyczajnie. Niewinnie. I co teraz?
Teraz już sam nie mam pojęcia, co o tym myśleć. Co z tym zrobić. Ona nic
ode mnie nie oczekuje. Wyraziła się jasno, zawsze wyraża się jasno. Z
kolei ja zaczynam za bardzo filozofować. Nigdy nie filozofowałem. Nigdy.
Oczywiście dopóki nie poznałem jej szanownej osoby.
Teraz
przez nią mam głowę pełną najróżniejszych myśli. I nie chodzi mi o to,
co mogło się stać dzisiaj rano, a co się nie stało, bo zadzwonił ten
pieprzony telefon i musiała iść na tą pieprzoną uczelnię i przysięgam,
jak tu stoję, uduszę gołymi rękami tą pieprzoną osobę, która nam
przeszkodziła!
Dobra Styles, ogarnij się!
Wziąłem
głęboki wdech. Coraz trudniej było mi o niej myśleć w sposób, w który
myślałem do tej pory. Chyba przestawałem traktować ją przedmiotowo i
zaczynałem powoli wkładać w nasze relacje jakieś uczucia, które z
pewnością w obecnej sytuacji nie były na miejscu.
Pieprzony Styles, ogarnij się!
Elena.
Czemu ona mi to robiła? Zawróciła mi w gawie, choć od samego początku
to nie miało tak wyglądać. Była umowa, tak? Umowa. Nie łączy nas nic
poza łóżkiem. Ale oczywiście szanowny Harold ‘Harry’ ‘Popieprzony’
Styles musiał za bardzo wczuć się w swoją rolę i złamać kilka reguł.
Och, tak sobie powiedział: a co mi tam! Zakocham się!
Nie, ty popieprzony Haroldzie, nie jesteś zakochany!
-Harry? Czemu nie śpiewasz?
Głos
Zayn’a sprowadził mnie na ziemię w trybie natychmiastowym. Muzyka grała
dalej, a ja właśnie powinienem być w połowie swojej solówki. Ale nie
byłem. Czemu? Bo jestem popieprzony!
-Jeszcze
raz, dobra? – musiałem natychmiast wziąć się w garść. Jestem facet! Tak
czy nie? Oczywiście, trochę popieprzony, ale w końcu facet.
Muzyka
znów zaczęła grać. Tym razem skupiłem się jak mogłem, żeby zacząć w
odpowiednim czasie. Nieświadomy słów refrenu, zaśpiewałam go najlepiej,
jak umiałem w obecnym stanie, po czym jęknąłem tylko cicho do mikrofonu.
Chyba właśnie dotarł do mnie sens zaśpiewanych słów.
-Przerwa!
Przerwa! – nie dałem Niall’owi skończyć solówki, odstawiłem mikrofon i
zbiegłem ze sceny czując na plecach palące spojrzenia pozostałej
czwórki.
W
tym zespole nie da się jednak liczyć na chwilę prywatności. Usiadłem na
metalowych schodach chowając twarz w dłoniach. Po chwili ktoś zajął
miejsce obok mnie.
-Pochwalisz
się? Kim jest ta szczęściara? – Louis poruszył znacząco brwiami. Miałem
ochotę mu… przypieprzyć. Porządnie. Raz a dobrze. Tak dla jego dobra.
Tak na opamiętanie.
-Nie
rozumiem o czym w ogóle mówisz. – starałem się jakość zejść z tego
tematu, ale nie było to takie proste. Nie w przypadku Louisa.
-Czy
ja wyglądam na głupiego? – spojrzałem na niego znacząco – Nie
odpowiadaj. Chodzi mi o to, że wydać na kilometr, że coś, a raczej ktoś,
siedzi w twojej głowie. I to nie jestem ja.
Znów
to znaczące poruszenie brwiami. Nikt lepiej niż Louis nie potrafił
czytać w moich myślach. Czasem przerażające było to, jak dobrze mnie
znał. I jak wiele o mnie wiedział.
-Nie
chcę nawet o tym mówić. – dalej próbowałem go zbyć prostymi
odpowiedziami. Ale pozbycie się Louisa nie należy do najprostszych
wyzwań.
-Zgaduje,
że jest brunetką. Pewnie ma ciemne oczy, jest niższa od ciebie i myślę,
że… z pewnością jest starsza. Ty lubisz starsze. – tym razem
przestraszyłem się nie na żarty. Czy on coś wiedział? Czy Liam nie
wytrzymał i zdradził kilka szczegółów? Zabiję go. Zabiję, jeśli
powiedział choćby słowo!
-Powiedz mi jedno. Jak ty to robisz?
-Robię
co? – zapytał zaskoczony moim pytaniem – Jak czytam ci w myślach?
Myślę, że to się dzieje od momentu, kiedy się całowaliśmy. Pamiętasz?
Wtedy, w klubie….
-Zamilcz! - jęknąłem przypominając sobie, o czym mówił – Zamilcz natychmiast, byliśmy pijani!
Louis
zaśmiał się głośno, trącając mnie łokciem w żebra. Zdecydowanie
poprawił mi humor. Może niekoniecznie chciałem teraz myśleć o tym dosyć
niefortunnym zdarzeniu, które po części sam sprowokowałem, ale
przynajmniej miałem okazję oderwać się od tej beznadziejnej sprawy z
Eleną.
-Wracajmy na scenę. – Louis ścisnął przez moment moje ramię, zanim wstał i wbiegł po schodkach na górę.
Koniec
tego dobrego. Musiałem zebrać się w sobie i skupić na czymś innym.
Wrócić do stanu, w którym było najlepiej. Pieprzyć to. Pieprzyć Elenę.
Byłoby miło…
Podniosłem
się powoli. Nigdzie mi się nie spieszyło, kiedy pojawię się znów na
scenie powita mnie gromiące spojrzenie Liama. Już to sobie wyobrażam.
Pewnie z chęcią by mnie wypatroszył. On nienawidzi żadnej subordynacji,
przerywania prób, zapominania tekstu… wiadomo o co chodzi. Jest
przewrażliwiony.
W ostatniej chwili wyciągnąłem z kieszeni telefon i napisałem krótką wiadomość. To było silniejsze ode mnie.
Dziś o 21.00? Chyba musimy skończyć to, co zaczęliśmy ^^ H.
Czy ja już wspominałem, że jestem popieprzony?
wow, świetne opowiadanie, naprawdę. uwielbiam stosunki Eleny i Harry'ego. Nie mogę doczekać się nastepnego rozdziału.
OdpowiedzUsuń