poniedziałek, 28 maja 2012

Rozdział pierwszy, część druga

Pamiętam dzień, w którym po raz pierwszy stanąłem na scenie. Czułem wtedy, że to jest właśnie to, co zawsze chciałem robić. Patrząc na ludzi, którzy chwilę przed występem nie znali nawet mojego nazwiska wiedziałem, że to wkrótce się zmieni. Byłem pewien, że mam talent, w którym nikt nie może mi dorównać. Czułem się wyjątkowo. Jak jeden na milion, choć tak naprawdę nie byłem tylko jeden. Obok mnie znaleźli się inni. Najwspanialsi ludzie, jakich do tej pory poznałem. To oni odmienili mój świat. One Direction.

Niall plądrujący lodówkę, Zayn na tarasie z papierosem w ustach, Liam prawiący mi moralne kazanie… czyli zwykły dzień w apartamencie. Przełączałem kolejne kanały nie mogąc znaleźć nic bardziej lub mniej interesującego. Kompletnie ignorowałem każde słowo Liama, który za wszelką cenę starał się zwrócić na siebie moją uwagę.  W ostateczności rzuciłem pilota w kąt. Telewizja potrafi jednak doprowadzić człowieka do szewskiej pasji.
-Louis! Louis, powiedz mu coś!- Liam usiadł obok mnie na kanapie- Nie mam już siły!
-Zostaw go. – Louis wzruszył ramionami nie odrywając wzroku od swojego laptopa.
-Widzisz Liam, nawet Lou jest po mojej stronie! A Lou jest najstarszy, więc musi mieć rację!
Dumny ze swojego toku myślenia odgarnąłem z twarzy niesforne loki i uniosłem brodę wysoko, jakbym faktycznie powiedział coś bardzo mądrego, niepodważalnego i nie dającego już stronie przeciwnej żadnych argumentów. Chyba nie doceniałem Liama.
-Starszy nie znaczy mądrzejszy. Ale najmłodszy znaczy najgłupszy.
Posłałem mu mordercze spojrzenie. Podniósł ręce w obronnym geście. Jako jedyny z pozostałej czwórki wiedział o moim podwójnym życiu i nie chciałem, żeby mówił o tym komukolwiek. Cóż, może są to moi najlepsi przyjaciele, ale boję się, że nie odebraliby tego w taki sposób, w jaki ja to odbieram. Otóż: nie widzę w tym nic złego. Nie aż tak złego, że miałbym żałować. I powątpiewam w to, czy kiedykolwiek będę. Liam też mnie nie popiera, ale on przynajmniej potrafi trzymać język za zębami, kiedy się go o to poprosi. Jest… najnormalniejszy z całego zespołu, czego nie da się nie zauważyć.
-HARRY! Telefon!- tuż przy moim uchu rozległ się głos Louisa, który na tą jedną krótką chwilę postanowił przestać gwałcić klawiaturę laptopa i przysunął się do mnie na kanapie. Podskoczyłem w miejscu przestraszony. Louis roześmiał się na cały głos i dopiero, kiedy uderzyłem go w ten jego pusty łeb, mina mu zrzedła. Obraził się i poszedł do swojego pokoju. Jak zwykle.
Wstałem z westchnieniem i przeszedłem do części kuchennej. Wziąłem leżący na blacie telefon. Wyświetliła się nowa wiadomość.
19.00. Nie zapomnij płyt!
Uśmiechnąłem się pod nosem kasując przeczytanego przed chwilą SMS’a. Oczywiście ten film był tylko kiepskim pretekstem. Nie miałem „Piratów z Karaibów” na DVD i zapewne nigdy bym nie miał, gdyby nie wizja mojego podbitego oka albo złamanego nosa, na co raczej nie mogłem sobie pozwolić. Elena była dosyć bezpośrednia i kiedy jej coś nie odpowiadało nie owijała w bawełnę. Imponowało mi to, a nawet kręciło w pewnym sensie. Silna, niezależna dziewczyna, która wie, czego chce i wie, jak to osiągnąć. Do tego inteligentna i nieziemsko piękna. I mimo, że nie łączyła nas żadna silna więź, lubiłem tracić z nią swój czas. Nie zawsze kończyło się na jednym. W zasadzie prawie nigdy. Miała zasady, których się trzymała. Stawiała przed sobą mur, trudny do przeskoczenia. Udało mi się to cztery razy, ostatnio w miniony piątek. Na samą myśl mam dziwne dreszcze. Może dlatego satysfakcja jest większa? Kiedy trudno jest coś zdobyć i kiedy wreszcie się to udaje. Gdyby tylko wiedziała, jak bardzo potrafi doprowadzić mnie do szaleństwa, pewnie robiłaby to częściej. Ale w tym nie byłoby dla mnie praktycznie żadnej korzyści. Dopiero po kilku minutach zauważyłem, że uporczywie wpatruję się w ekran telefonu. Potrząsając głową wróciłem do świata żywych. Na kanapie dalej siedział Liam ale tym razem w towarzystwie Nialla, który właśnie pochłaniał ostatnią paczkę moich żelek. Wepchnąłem się między nich, na co Horan zareagował protestem. Prawie upuścił opakowanie MOICH słodkości.
-Horan, nie zdziw się, jak pewnego dnia pozamykam wszystkie szafki na klucz. – ostrzegłem po czym uśmiechnąłem się słodko i odwróciłem w stronę Liama obejmując go ramieniem – Liam, skarbie…
-Czego chcesz? – zupełnie nie zdziwił się moją barwą głosu, której używałem, żeby go o coś poprosić.
-Dlaczego myślisz, że czegoś chcę?
-Zawsze tak mówisz, gdy czegoś chcesz. – wtrącił się Niall wyrywając Liamowi pilota.
-Cicho siedź! – zganiłem go i wróciłem do wcześniejszego zajęcia – Nie wiesz, skąd mogę teraz mieć „Piratów z Karaibów” na DVD?
Zamarł na moment po czym posłał mi spojrzenie typu znowu tam idziesz?! Byłem pewny, że gdyby nie Zayn, który właśnie wkroczył do salonu, dostałbym kolejne kazanie.
-Ja mam, wszystkie cztery.
-Zayn! Spadasz mi z nieba! – poderwałem się na równe nogi, tym razem Niall wypuścił z rąk paczkę żelek. Ostatnie rozsypały się po podłodze. Ignorując jego Styles, ty idioto! uściskałem nieco zdezorientowanego Zayna.
-Zdradzasz mnie?!
Nie wiadomo skąd, znów pojawił się Louis. Patrzył na mnie z udawanym wyrzutem, złość wyraźnie już mu minęła. Nie mogło być inaczej – nigdy nie gniewał się na mnie dłużej niż dziesięć minut. Prawda była taka, że nie potrafił beze mnie żyć. Cóż się dużo dziwić? Jestem dla niego jak powietrze.
-Wybacz Boo Bear, mieliśmy ci powiedzieć…
Ścisnąłem dłoń Zayna, który uśmiechnął się i pieszczotliwie poprawił moje włosy otulając mnie ramieniem.
-Wisisz mi pięć żelków!
Powagę całej sytuacji zburzył zbulwersowany głos Nialla.
-To była moja paczka!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz