poniedziałek, 28 maja 2012

Rozdział pierwszy, część pierwsza

Pamiętam dzień, w którym po raz pierwszy zobaczyłam Londyn. Czułam się tu wtedy obco. To miasto… było wspaniałe. Czarowało swoim niecodziennym urokiem, zachwycało miejskim gwarem, cieszyło oczy wyjątkowymi kształtami, ale nie było domem. Nie dla mnie. Swój dom zostawiłam daleko stąd. Tutaj miałam zaczynać nowe życie. Nie, żeby tamto było złe! Wręcz przeciwnie, często myślę o nim jako o najlepszym rozdziale. Wracam do niego myślami, ale nie tęsknię. Wiem, że to już minęło i nigdy nie wróci. W Londynie zaczynam kolejną pustą kartkę, którą wkrótce wypełnię nowymi wspomnieniami.


Wsadziłam słuchawki w uszy, żeby nie słyszeć rozmów grupy starszych kobiet siedzących za mną. Właśnie obgadywały swoją sąsiadkę, przynajmniej tak zrozumiałam. Zanim jeszcze włączyłam muzykę, jedna z nich prychnęła coś w rodzaju „Ta dzisiejsza młodzież!”. Odwróciłam się w jej stronę.
-Te dzisiejsze emerytki!
Odpowiedziałam na jej zaczepkę po polsku. Osiągnęłam swój cel. Oczy kobiety zrobiły się wielkie jak spodki kosmiczne. Uśmiechnęłam się dumnie pod nosem. To zawsze sprawiało, że wokół zapadała cisza. Jakby polski na prawdę był taki dziwny. Przynajmniej, robił wrażenie.
Zostały mi jeszcze dwa przystanki i byłam na miejscu. I tak nie wyrobiłabym się na pierwszą godzinę. Nie musiałam się spieszyć. Patrzyłam na ciemne tunele metra. Nienawidziłam miejskiej komunikacji, ale nie było mnie stać na samochód. Moi rodzice kupili mi mieszkanie i stwierdzili, że z resztą muszę sobie radzić sama, co nie było znowu takie proste. Nie w Londynie. Uparłam się i nic nie było w stanie mnie powstrzymać. Taka już jestem. Nie miałam przecież problemu z angielskim. Moja mama pochodzi z Polski, a mój tata to rodowity Brytyjczyk. To chyba przeznaczenie, że musiałam się tu znaleźć. Prędzej czy później. Może czasem czułam się nieco obco, to zupełnie inny świat. Trochę, jakbym przeniosła się w czasie. Albo przeprowadziła na inną planetę. Kontrast był dobijający. Minęło mnóstwo czasu, zanim odnalazłam się w nowym miejscu. Znalazłam pracę, która wystarczała mi na życie, studiowałam na jednej z najlepszych uczelni, a mimo tego zostawało mi jeszcze trochę czasu na życie prywatne. Jak ja to robiłam? Nie wiem i żadna z tego tajemnica.
Z radością opuszczałam metro. Tym, którzy marzą kiedyś się nim przejechać – stanowczo odradzam. Jest gorzej niż w warszawskim MPK. Światło słoneczne odbijające się od śniegu przez moment raziło mnie w oczy. Założyłam okulary i czapkę. Było minus dziesięć stopni. Musiałam uważać, żeby nie przewrócić się na niedbale odśnieżonym chodniku. Mój równy krok zaburzył dźwięk przychodzącej wiadomości. Wyciągnęłam z kieszeni granatowej kurtki swój telefon. Nie należał może do najnowszych, ale czułam do niego swego rodzaju sentyment.
Widzimy się dziś? Umieram z nudów. H.
Odczytałam treść wiadomości. Znów uśmiechnęłam się pod nosem myśląc o ostatnim… incydencie. Nie mogłam ciągle rozkładać tego w pamięci na czynniki pierwsze, choć czasem nie umiałam się powstrzymać. Może i chciałam znów się z nim zobaczyć, ale nie byłam do końca pewna, czy mój napięty grafik na to pozwoli. Do tego od samego rana żyłam w przekonaniu, że zapomniałam o czymś szalenie ważnym. Odnalazłam w torbie kalendarz. Jestem staroświecka, ale lubię mieć wszystko zapisane. W przeciwnym razie szybko się gubię. Otworzyłam go na dzisiejszej dacie. Widniała tam krótka notatka: SEMESTRALNE SPOTKANIE Z PSYCHOLOGIEM.
Przeklęłam po polsku na tyle głośno, że kilka osób ze zdziwieniem zmierzyło mnie wzrokiem. Paige mnie zabije! I tak byłam już u niej na czarnej liście. Odkąd zjawiłam się grubo po czasie na naszej pierwszej rozmowie, przestała mnie tolerować. I z wzajemnością.
Rzuciłam się biegiem przed siebie na tyle szybko na ile pozwalał mi oblodzony chodnik. Miałam dokładnie siedem minut, żeby dobiec na uczelnię, przejść na czwarte piętro i wejść do ostatniego pokoju po lewej stronie. Skutecznie utrudniał mi to mój telefon, który co chwilę oznajmiał nowe połączenie. Niestety, wrzuciłam go do torby i już nie mogłam znaleźć.
Przeskakując co dwa schodki spieszyłam się jak mogłam. Równo z wybiciem godziny dziewiątej przekroczyłam próg gabinetu. Paige spojrzała na mnie uważnie spod swoich okularów. Nosiła je tylko i wyłącznie po to, żeby wyglądać poważniej. Prawda była taka, że gdyby nie kontakty, nikt nie zatrudniłby jej w tej szkole jako psychologa. Nie nadawała się do tej roboty. Nie miała o tym pojęcia.
Usiadłam w czerwonym fotelu wykończona długim biegiem i szczęśliwa, że mogę wreszcie trochę odetchnąć. Paige patrzyła, jak szukam telefonu w swojej torbie i przez krótki moment nie odezwała się ani słowem. W końcu westchnęła kręcąc głową z politowaniem i wzięła swój notatnik.
-Pierwsze pytanie… co myślisz o minionym semestrze? Opowiedz mi o wrażeniach. Jakie masz zdanie na temat uczelni i profesorów?
-MAM!- krzyknęłam triumfalnie wyciągając telefon spod książki o włoskim renesansie. Niestety, właśnie przestał dzwonić- Pytałaś już o coś?
Psycholog poczerwieniała ze złości na twarzy, zacisnęła palce na długopisie i powróżyła jeszcze raz to, o co chciała zapytać. Uwielbiałam się z nią droczyć. Oczywiście, że doskonale słyszałam każde jej słowo.
-Nic nie myślę.- wzruszyłam ramionami- Podoba mi się, to jasne. Wykładowcy są w porządku, choć pan Maud powinien pomyśleć o częstszej zmianie koszuli, a pan Enderby mógłby zacząć panować nad swoim popędem seksualnym do młodszych uczennic. Słyszałam, że tydzień temu zaprosił którąś studentkę z trzeciego roku do swojego gabinetu i nie wychodzili stamtąd przez godzinę! Czy to nie dziwne? Rozumiesz, to w końcu nauczyciel.
Paige przestała notować po słowach ‘Pan Enderby’. Każdy tutaj wiedział, że szanowna pani psycholog nie widzi świata poza nim. On natomiast nie miał ochoty zmieniać swoich stosunków do niej na wyższe rangą od ‘’służbowe’.
-Wyjdź, to wszystko.
Zatrzasnęła notes i wrzuciła go do szuflady patrząc na mnie, jakby chciała powalić mnie swoim wzrokiem. Uśmiechnęłam się do niej i wyszłam na korytarz. Teraz już wiedziałam co zrobić, żeby skracać swoje wizyty u niej do minimum.
-Chyba ktoś tu postanowił zagrać na nerwach biednej Paige.- do moich uszu doszedł głos Lisy. Siedziała na kanapie z słuchawkami zawieszonymi na szyi. Wydobywała się z nich cicha muzyka.
Jednej rzeczy nauczyłam się bardzo szybko: kiedy Lisa ma dobry humor, nosi kolorowe ciuchy i dwa różne rodzaje kolczyków: krótkie i długie. Do tego śpiewa coś pod nosem co oznacza, że muszę zapytać ją o to, co się stało, bo w przeciwnym razie, choć sama nic nie powie, będzie chciała za wszelką cenę sprowokować mnie do zejścia na ten temat. Jest to nieco dziwne, jak również jej niecodzienna fryzura, do której zdążyłam już przywyknąć. Bordowe pasemka w ciemnobrązowych włosach wygolonych nad prawym uchem. Kto powiedział, że Lisa jest do końca normalna? Nikt, bo byłoby to najprawdziwszym kłamstwem.
-Nie mogłam się powstrzymać- usiadłam obok niej- Co cię tak cieszy?
Lisa przygryzła wargę i poprawiła nerwowo kolczyka. Jej oczy nagle zabłyszczały. Przy tym uśmiechnęła się delikatnie pod nosem. Wbrew pozorom Lisa to osoba dosyć prosta w zrozumieniu. Przynajmniej dla mnie.
-Jadę w sobotę do taty, chcę mu przedstawić Ivy.
-Ivy?- zdziwiłam się słysząc to imię po raz pierwszy- To twoja nowa dziewczyna?
Lisa wzięła głęboki wdech. Szykowała się dłuższa wypowiedź. Ostentacyjnie rozsiadłam się wygodniej na kanapie pokazując jej, że czekam na to, co chce powiedzieć. Przekręciła tylko teatralnie oczami, nie lubiła mojej ironii.
-Poznałam ją w klubie, trzy miesiące temu, zaraz po tym, jak rozstałam się z Carol. Pamiętasz ją? Była tuż po Katy, tą, która próbowała cię podrywać na moich urodzinach.
-Do rzeczy- pogoniłam ją. Nie miałam ochoty po raz setny wysłuchiwać historii Katy, która o mały włos nie pocałowała mnie na urodzinowym przyjęciu Lisy. To było straszne, do dziś czuję się dziwnie i mam tą scenę przed oczami.
-Nie pospieszaj mnie! – oburzyła się udając przez moment obrażoną – Tak czy inaczej: siedziałam przy barze i ona podeszła do mnie pierwsza. Zaczęłyśmy rozmawiać, była bardzo miła. Szybko okazało się, że jest taka jak ja. Spotkałyśmy się kolejny raz i kolejny. Nic ci nie mówiłam, bo nie chciałam zapeszyć. Teraz jestem pewna tego, co do niej czuję i chcę ją przedstawić tacie.
Lisa chyba sama nie zauważyła, że bawi się rąbkiem swojej spódnicy. Zawsze wstydziła się mówić przy mnie o swoich uczuciach, którymi darzyła inne dziewczyny. Mimo tego, że wiele razy powtarzałam jej, że jest to przecież normalne.
Czyste kłamstwo.
Nigdy nie było to dla mnie normalne. Jestem w połowie Polką, wychowałam się w innej mentalności. Ale umiałam przybrać odpowiednią postawę i powoli zaczynałam się przyzwyczajać. Nie powiem, było ciężko. Wciąż żyła we mnie ta obawa: a jeśli ja jej się spodobam? Co wtedy? Przecież jest moją najlepszą przyjaciółką, nie chcę jej skrzywdzić. Po części dlatego wciskam jej ten kit o normalności.
-To cudownie, cieszę się.
Zerknęła na mnie niepewnie, ale kiedy zobaczyła uśmiech, natychmiast się rozluźniła.
-Chciałam cię o coś poprosić.- zaczęła niepewnie- Jedź tam ze mną. Błagam!
-Ja? Po co?- chciałam jakoś się obronić rozpaczliwie szukając jakiegoś argumentu w mojej głowie.
-Proszę, jedź! Charles też pojedzie, ale tylko wtedy, kiedy ty się zgodzisz! Zgadzasz się, prawda?
Zastanowiłam się przez moment. I tak byłam na straconej pozycji. Lisa miała mnie w garści, to było sprytne posunięcie z jej strony. Zaprosiła Charlesa. Jakby wiedziała, że mogę jej postawić taki właśnie warunek.
-Dobra, pojadę.
Pisnęła z radości i przytuliła mnie do siebie. Kiedy ją poznałam nie myślałam, że może się okazać tak dobrą przyjaciółką. Wtedy wydawała się zupełnie odizolowana od całego świata, zamknięta w klatce, którą sama sobie zbudowała. Lisa nigdy nie miała łatwego życia i ja doskonale o tym wiedziałam. Była inna. Czy tego chciała, czy też nie.
Miałam właśnie coś powiedzieć, kiedy mój telefon znów dał o sobie znać. Tym razem mogłam odebrać i zrobiłam to, ale nie bez wahania. Na wyświetlaczu pojawiły się trzy gwiazdki. Niepewnie wcisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam urządzenie do ucha.
-Nareszcie! Myślałem, że wpadłaś pod autobus! – po drugiej stronie rozległ się wesoły głos- Czy tak trudno odebrać? Albo chociaż odpisać? Cokolwiek, dziewczyno! Ja tu o mały włos nie dostałem zawału! – usłyszałam jakiś szelest i po chwili trzaśnięcie drzwiami- Spadaj Payne, nie musisz wiedzieć wszystkiego!
Zaśmiałam się słysząc jego słowa. Trudno było w nie uwierzyć i chyba dlatego były tak zabawne. Zawsze potrafił doprowadzić mnie do śmiechu.
-Daruj sobie, nie mogę teraz za długo rozmawiać.- kątem oka zerknęłam na Lisę, która właśnie nuciła One Thing.- Streszczaj się.
-Chciałemtylkowiedziećczydzisiajsięwidzimy?- Wypalił tak szybko, że nie zrozumiałam nawet jednego słowa.
-Co?
-Widzimy się dzisiaj czy nie?- po drugiej stronie rozległ się dźwięk tłuczonej szklanki i kilka krótkich przekleństw – Niall, na świętą marchewkę, to był mój sok!
Odczekałam chwilę znów słysząc jakiś szelest. Najprawdopodobniej owy Niall właśnie obrywał za swoją nieuwagę.
-Czy istnieje taka możliwość, że odpowiem ci za godzinę?
Zastanawiał się przez moment mrucząc coś pod nosem. Znów nic nie zrozumiałam.
-Dobra, czekam. I weź pod uwagę, że mam piratów na DVD.
Rozłączył się zanim zdążyłam mu powiedzieć, że to korupcja i szantaż w jednym. Wiedział, że kocham „Piratów z Karaibów” i postanowił to perfidnie wykorzystać!
Lisa przez krótką chwilę patrzyła, jak chowam telefon do bocznej kieszeni torby. Nie wiedziała z kim rozmawiałam. W przeciwnym razie zginęłabym tutaj, na tej kanapie. Niestety, znała kilka innych szczegółów, które skomentowała tylko raz: Nie wierzę, że to robisz!
-To był ten twój playboy?
Jej pytanie zadane dość wymownym tonem przypomniało mi o tym, jak bardzo tego nie pochwala.
-Czemu się z nim zadajesz? Wybacz, wciąż jeszcze nie rozumiem. To nie twój chłopak, chyba, że o czymś nie wiem?- popatrzyła na mnie uważnie przez kilka sekund – Dlaczego? Co was łączy? Seks i nic więcej.
Nie lubiłam, kiedy tak mówiła. Wiedziała o tym doskonale. Mimo to, wciąż drążyła ten temat. Nie miałam do niej o to żalu czy pretensji. Po prostu chciałam, żeby wreszcie przestała mi to wypominać. Tak, zdarzyło mi się. Znam go dość krótko. Pewnego wieczoru zwyczajnie przesadziliśmy z whisky i … samo się stało. Obudziłam się rano z bólem głowy widząc rozrzucone po pokoju ubrania i jego leżącego tuż obok mnie. Nie spał, przyglądał mi się uważnie z błogim uśmiechem na twarzy. Miał włosy w kompletnym nieładzie, a jego oczy błyszczały ze szczęścia. Wyglądał przeuroczo. Co my zrobiliśmy? Przestraszyłam się wtedy, miałam w głowie różne scenariusze. Najwięcej tych najczarniejszych. A on odpowiedział: Nie psuj tego. Czy nie jest dobrze tak, jak jest? Od tamtej pory kochaliśmy się jeszcze trzy razy włączając ostatni piątek. Do tej pory mam dreszcze na samą myśl o tym, jak działa na mnie jego dotyk.
To nie była żadna… umowa. Nazywałam go przyjacielem do łóżka. Nie spotykaliśmy się tylko po to. To wychodziło zawsze samo z siebie. Trudno się przy nim kontrolować.
-Lisa, przestań.- zabrałam swoje rzeczy i podniosłam się z kanapy – Mam zajęcia, muszę lecieć. Widzimy się później.
Odprowadził mnie jej znaczący wzrok. Nigdy nie powiedziałam tego na głos, ale nie miała prawa mnie oceniać. W końcu, była lesbijką. To chyba jeszcze dziwniejsze niż moja cicha znajomość? Bynajmniej w moim mniemaniu. Sama nigdy jej nie oceniałam po tym, co robi i w zamian oczekiwałam tego samego. To zupełnie proste: moje prywatne sprawy są i będą wyłącznie moimi prywatnymi sprawami i nie mam zamiaru z nikim ich dzielić. Pozostają za żelazną kurtyną, gdzie NIKT nie ma dostępu oprócz mnie. Kluczy wyrzuciłam na dno oceanu, żeby nikt go nie znalazł, a hasło znam tylko ja. Od zawsze ceniłam swoją prywatność i życie osobiste. Zaliczałam się do osób skrytych, które nie lubią o sobie opowiadać. Mnie trzeba powoli poznawać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz